29 marca 2016

Rozdział 1

''Stopy, nie zawiedźcie mnie teraz. Zaprowadźcie mnie na samą metę. Och, moje serce pęka wraz z każdym krokiem, który stawiam, ale mam nadzieję że u bram powiedzą mi, że jesteś mój... Przemierzając ulice miasta.. Czy to przez pomyłkę czy też umyślnie? Czuję się taka samotna w piątkowe noce. Czy będziesz potrafił sprawić, że poczuję się jak w domu? Nie zasmucaj mnie, nie doprowadzaj do płaczu. Czasem miłość nie wystarcza a droga staje się trudna do przebycia, nie wiem dlaczego. Rozśmieszaj mnie, zjarajmy się. Droga jest długa, trzymamy się jej. Próbując dobrze się bawić w międzyczasie...''

~*~
  Bristol było dużym miastem leżącym w południowo-zachodniej części Anglii. Dzielnica, w której przyszło mi mieszkać, obejmowała niewielki kościół i kilka sklepów. Tutaj wszyscy się znali. Jako spokojna nastolatka uwielbiałam siadać na parapecie w swoim pokoju i przyglądać się zabieganemu społeczeństwu. Szalejące światła, klaksony, gdzieś w oddali krzyki. Tak wyglądało życie nie tylko w Bristolu, ale i całej Anglii. 
  Młodzi ludzie byli tacy sami jak wszędzie. Panowała moda na odważne kreacje. W mojej szkole tylko nieliczni należeli do grupy niepijących i niepalących. Cała reszta to zbuntowane dzieciuchy, które na każdym kroku przypominają, jak jest im trudno. Trzymałam się zawsze na uboczu z moją  przyjaciółką Veronicą. Blondynka była zupełnie inna niż ja. Jej figura wskazywała wspaniałe korzenie a buzia wyglądała lepiej niż u światowych modelek. Nie wywyższała się, nie gnębiła brzydszych i biedniejszych. Ja również nie pragnęłam być w centrum czyjejkolwiek uwagi. Dobrze było mi z tym, że jestem cicha i nieśmiała. Przyjaciółka często nazywała mnie kwiatem lotosu, ponieważ rozkwitałam tylko w jej towarzystwie. Kiedy nie siedziałam w szkole, słuchałam muzyki, oglądałam filmy, czytałam a czasem nawet cicho podśpiewywałam.
  Jeżeli chodzi o naukę to fascynowała mnie historia kraju, w którym mieszkam. Miło było poznawać jak cudownym językiem jest francuski. W życiu punktowała także znajomość chorób i układów w ciele człowieka. Na lekcje literatury chodziłam z radością, bo naprawdę kochałam czytać. Najprzyjemniej było mi jednak snuć niespełnione marzenia o podróżach. Nie raz będąc na geografii wyobrażałam sobie jak zwiedzam najdalsze zakątki świata. Była to ucieczka od życia, które mam na co dzień. 
  Na lekcjach przeważnie siedziałam w ciszy. Szybko odkryłam hierarchię tej szkoły. Im mniej angażujesz się w jej sprawy tym większy masz spokój. Nie chciałam zdobywać wrogów tylko dlatego, że jestem mądra.
  Mimo wszystko i tak ich miałam. Będąc na początku drugiej klasy umawiałam się z pewnym brunetem. Był czarujący i zupełnie inny niż reszta. Przy nim czas się zatrzymywał. Dzięki niemu odgoniłam czarne myśli i zaczęłam żyć pełnią życia. Nie zdawałam sobie wtedy sprawy, jak bardzo się pomyliłam. Kai szybko okazał się totalnym przeciwieństwem tego chłopaka, którego poznałam. Traktował mnie gorzej niż ktokolwiek by pomyślał. Byłam czymś w rodzaju worka treningowego, w który uderzasz gdy jesteś zbyt sfrustrowany. Bałam się powiedzieć brunetowi, że chcę z nim zerwać. Długo zwlekałam z podjęciem właściwej decyzji. Odważyłam się dopiero dwa miesiące temu. Jak na razie wszystko szło po mojej myśli. Ciężko mi było patrząc jak flirtuje z innymi dziewczynami na korytarzu, jednak wmawiałam sobie, że Kai jest przeszłością. Nie pokazywałam po sobie jak miejscami mi go brakuje. Wiedziałam, że to uczucie jeszcze się nie wypaliło.
  -Skarbie, chodź na śniadanie- do mojego pokoju weszła uśmiechnięta rodzicielka.
  Przyjęłam do wiadomości jej prośbę, po czym zeszłam. Już na schodach czułam przyjemny zapach tostów i świeżo zaparzonej kawy. Po minie mamy widziałam, że chce zacząć ze mną  rozmowę. Tyle, że ja tego nie planowałam.
  Nie lubiłam rozmawiać, a nienawidziłam, gdy ktoś poruszał mój temat. Byłam raczej skryta, pogrążona w świecie książek i muzyki. Nie uśmiechałam się, nigdy nie wspominałam, że jestem szczęśliwa. Bo nie byłam. Po prostu oddychałam.
  Wyszłam z niewielkiego domu po drodze żegnając się z mamą. Nasze życie nie było usłane różami. Mój ukochany tata zaginął. Któregoś dnia wyszedł do pracy szczęśliwy, że to ostanie godziny przed wymarzonym urlopem. Jak się potem okazało nigdy nie trafił do firmy, do domu już nie wrócił.
  Długo myślałam wylewając skrycie setki łez co było bezpośrednim powodem do zmiany mojego nastawienia do życia. Gdyby teraz ktoś o to zapytał, bez wątpienia wspomniałabym o sprawie z tatą. To wydarzenie zmieniło mnie dogłębnie, na zawsze odbierając nadzieję na szczęśliwe i spokojne życie. Bez niego czułam się pusta i tak cholernie samotna.
  W drodze na przystanek towarzyszyła mi piosenka Warrior.
This is a story that I've never told
I gotta get this off my chest to let it go
I need to take back the light inside you stole
You're a criminal
And you steal like you're a pro
All the pain and the truth
I wear like a battle wound
So ashamed so confused, I was broken and bruised
  Cudowny głos Demi Lovato był chwilową odskocznią od otaczającego świata. Pochwaliłam siebie za zabranie nowych słuchawek. Dzięki nim odcięłam się jeszcze bardziej od dźwięków dochodzących z zewnątrz.
  Autobus jak zwykle przyjechał spóźniony. Zdążyłam przyzwyczaić się do szwankującej komunikacji miejskiej w tej części Bristolu. Zastanawiałam się często jak wygląda życie w centrum miasta. Kojarzyłam to sobie z blaskiem fleszy. W głównym Bristolu ulice przepełnione były klubami, barami i sklepami. Znajdowały się tam drogie restauracje, ekskluzywne butiki i kilka kasyn, gdzie zamożna część mieszkańców zostawiała dużo pieniędzy.
  Idąc w kierunku wejścia do szatni czułam się obserwowana. Miałam wrażenie, że wszyscy patrzą się na mnie z litością. Niejednokrotnie słyszałam szepty kiedy spokojnie szłam korytarzem. Zachowywałam się tak, aby żadna z tych wścibskich osób nie pomyślała, że jest mi przykro. Było, ale wszelkie emocje wylewałam z siebie dopiero w domu.
  W oddali zauważyłam Kit, która zapewne czekała tylko na to aby mnie upokorzyć. Taka już była. Na każdym kroku czepiała się słabszych nie dostrzegając swoich wad. Minęłam ją mając nadzieję, że choć  raz nie rzuci w moją stronę głupim komentarzem.
  -Rayna, idziemy potem na papierosa?- wzdrygnęłam się na dźwięk swojego imienia. Było paskudne. Wolałam chyba, żeby zwracali się do mnie Sulez.
  -Ja chętnie z tobą pójdę, Kit- usłyszałam słodki głos przyjaciółki. Jak dobrze, że się pojawiła.
  Mina na twarzy dziewczyny była wręcz nie do opisania. Byłam wdzięczna Verze, że zamknęła jej niewyparzoną buzię. Podążyłam za blondynką, która na pewno miała mi mnóstwo do opowiedzenia na temat wczorajszej imprezy. Nie zamierzałam chodzić na domówki by oglądać pijanych kolegów ze szkoły i napalone pary, które wręcz pożerają się wzrokiem. Jasne było, że tacy zawsze kończą w sypialni.
  Wzdrygnęłam się na wspomnienie rozmowy z Kaiem. Kiedy nasz związek był na dość rozwiniętym etapie niejednokrotnie mi to proponował. Nie uśmiechał mi się jakikolwiek stosunek z brunetem. On był doświadczony, a ja to szara myszka. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać jak bolesne byłoby to doświadczenie. Chciałam stracić dziewictwo dopiero po ślubie. Z mężem, z osobą, którą będę kochać szczerze i prawdziwie, z myślą, że jest mój na zawsze.
  -Jak było wczoraj?- zapytałam odganiając od siebie te dziwne myśli.
  Veronica zatrzymała się, a ja od razu zauważyłam jak jej ciało się spina. Podejrzewałam, że impreza nie poszła po myśli przyjaciółki. Wzruszyła tylko ramionami i burknęła jakąś odpowiedź:
  -Jak na domówce.
  Zmieniłam temat opowiadając o lekcji literatury. Przyjaciółka słuchała mnie, jednak czułam, że myślami jest na drugim końcu świata. Martwiłam się o jej sposób życia i to ciągłe imprezowanie, ale nie chciałam denerwować Very. Na szczęście nie upijała się ani nie chodziła do łóżka z kim popadnie. To była dla niej forma zabawy. Ja za coś takiego uważałam dobrą książkę i gorącą herbatę.
  Zadzwonił sygnał informujący rozpoczęcie się lekcji. Vera zaklęła pod nosem, po czym ruszyła na wychowanie fizyczne. Podziękowałam wówczas siłom wyższym, że jestem w równoległej klasie i mam akurat geografię. Na korytarzu w mgnieniu oka zrobiło się pusto. Kto by pomyślał, że wszyscy tutaj tak chcą się uczyć. Prychnęłam cicho, po czym zostawiłam w szafce niepotrzebne książki.
  -Lubisz być modnie spóźniona, Ray?- usłyszałam za sobą tak bardzo znajomy głos.
  Nie spodziewałam się, że jeszcze kogoś spotkam na korytarzu. Tym bardziej jego. 
  Kai przyglądał mi się z zaciekawieniem opierając się o ścianę. Przełknęłam ślinę kompletnie nie gotowa na konfrontację z byłym chłopakiem. Skarciłam siebie za to, że nie pomyślałam. Mogłam wcześniej schować rzeczy i nie musiałabym być z nim sam na sam. Nie sądziłam jednak, że odezwie się do mnie po rozstaniu. Od miesiąca nie odpowiadał nawet jak cicho szeptałam ‘’cześć’’.
  -Nie rozumiem o co ci chodzi- palnęłam.
  -Geografia to twoja ulubiona lekcja. Masz ją teraz- rzucił lustrując mnie wzrokiem.
  -Skąd to wiesz?- szepnęłam zamykając szafkę. Proszę, daj mi już spokój.
  -Znam cię na wylot, Ray- ton jego głosu przyprawiał o ciarki.
  Uśmiechnęłam się delikatnie nie wiedząc co właściwie odpowiedzieć, po czym ruszyłam do klasy. Odbyłam chyba najdziwniejszą wymianę zdań w całym życiu. Szłam myśląc co powiem nauczycielce. Kompletnie odcięta od rzeczywistości uderzyłam w kogoś. Matko, jak wiele osób spóźnia się na lekcje? Przestraszyłam się, że to znów Kai. Podniosłam wzrok widząc wysokiego mężczyznę. Jego czarne oczy wpatrywały się prosto w moje.
~*~
Witam. W tym opowiadaniu bardzo dużą rolę odgrywa muzyka, dlatego w każdym rozdziale na początku pojawi się cytat. Po prawej stronie znajduje się tytuł piosenki i jej autor, które jednocześnie są linkiem do tej nutki. Pomyślałam, że lepiej będzie czytać wam przy jakiejś piosence.

25 marca 2016

Prolog


  Drżącym ruchem odebrałam od mężczyzny siedzącego obok kartę do zapisania. Ludzie wokół stołu w większości obstawiali liczbę dwadzieścia. Niepewnym wzrokiem spojrzałam na koło do ruletki. Myśl o tym, że przegram, nie wchodziła w grę. Zostałam wyszkolona, tak dobrze radziłam sobie w każdym kasynie. Do mojej głowy dostała się ponura myśl, że jeszcze kiedyś to on był tutaj. Wtedy siedziałam cicho patrząc, jak dobrze radzi sobie podczas gry. Z łatwością pozbywał się przeciwników. Pieniądze wszystkich graczy zdobywał zawsze on.
  Odsunęłam od siebie myśli o tym potworze. Nie mogłam pozwolić, aby w tej chwili tak bardzo buzowała we mnie adrenalina. Jego imię powodowało u mnie gniew, dźwięk głosu sprawiał, że chciałam krzyczeć. Wiedziałam, że go potrzebuję równie mocno jak to, że odszedł. Zostawił mnie samą z bagnem, które wyrządził. Sięgnęłam po długopis wciąż przypatrując się kołu do gry. Uda mi się. Chociaż raz coś pójdzie po mojej myśli.
  -No dalej Ray. Chcemy zobaczyć jak nas pokonujesz.- zakpił jeden z mężczyzn.
  Nie dbałam o to kto wypowiedział zdanie. Analizowałam teraz słowa jakie on kiedyś mi powiedział. Był mistrzem, wiedział jakie liczby obstawiać. Hałas i wzrok graczy przenikający przeze mnie nie ułatwiał sprawy.
  ‘’Zawsze obstawiaj liczbę, która ma taką samą cyfrę dziesiątek i jedności.’’- zabrzmiał w mojej głowie ten jego mocny głos.
  Jeszcze raz i z wielką dokładnością przyjrzałam się dostępnym liczbom: 00, 11, 33, 22.
  Włączyłam długopis i po chwilowym zastanowieniu zapisałam na karcie jedenaście. Kiedyś to była szczęśliwa liczba. Zgodnie z zasadami położyłam także jeden żeton, tysiąc funtów. Grałam sama, o wejście do kolejnego etapu. Postawiłam wszystko na jedną kartę.
  Koło zatrzymało się wskazując liczbę. Siedziałam w miejscu, w którym niestety nie udało mi się zobaczyć, na co wypadło. Dopiero głos któregoś z mężczyzn uświadomił mi to.
  -Trzydzieści trzy, złociutka- usłyszałam śmiechy wszystkich graczy.
  Trzydzieści trzy. To mój koniec. Przegrałam wszystko. Nie mam przy sobie nawet jego. Nikt już mnie nie uratuje.
  Żegnaj Zayn.