31 maja 2016

Rozdział 6

''Ostatnio sobie wyobrażałam jakby to było gdybym wyznała czego chcę i co naprawdę myślę. Czas to zmienić. Czas zachować się niestosownie. Bo wiem, że wszyscy tak mają kiedy gasną światła. Ostatnio ludzie przekonywali mnie, abym się opamiętała. Zaczynam odliczać czas do wybuchu złości. Czas to zmienić, mówiono mi co mam z kim robić. Kiedy gaśnie światło... Chcę się uwolnić... Bez opamiętania...''
~*~
   Bez problemu opuściłam szkołę by szybkim krokiem podążać do służby zdrowia. Chciałam tylko sprawdzić co z Kai’em. Kiedyś był najważniejszą osobą w moim życiu a ja bałam się kolejnej śmierci. Każde odejście niosło za sobą cierpienie. Zwykle ból trwał tygodniami a ja nie potrafiłam sobie poradzić. Dlatego łzy napływały do moich oczu, gdy tylko pomyślałam o śmierci kogoś bliskiego.
  Wpadłam trochę oszołomiona do szpitala. Ludzie patrzyli się na mnie jakbym była szalona. Lecz ja byłam przerażona. Jąkałam się gdy pytałam o miejsce pobytu byłego chłopaka. Po mojej głowie naprawdę krążyły koszmarne myśli. Jeżeli jest połamany? Albo obrażenia są tak poważne, że nie wyjdzie z tego?
  Długo prosiłam zarówno pielęgniarki jak i lekarzy i nareszcie się udało. Jeden z mężczyzn zaprowadził mnie do sali, w której leżał Kai. Wybałuszyłam oczy widząc go w takim stanie. Twarz miał całą zabandażowaną, podobnie jak ręce, które były złamane. Stojąc nad nim zastanawiałam się czy aby na pewno jest przytomny.
  -Czy pani jest z rodziny?- odezwał się ostry kobiecy głos tuż za mną.
  Odwróciłam się dostrzegając pielęgniarkę. Wydukałam cichą odpowiedź i posłusznie wyszłam, choć tego nie chciałam. Usiadłam zbyt zdenerwowana. Nagle zapragnęłam wygarnąć wszystko Malikowi. Nie potrafiłam zrozumieć sensu w jego czynach. Brzydziłam się na myśl, że jest tak brutalny. Kai nie pozostawał bez winy, lecz nie zasłużył sobie na tak okrutną zemstę. Przeczesałam włosy rękami nie wiedząc jak się zachować. Wpadła mi do głowy dość chora myśl.
  Wyciągnęłam telefon z kieszeni i póki nie zmieniłam zdania, zadzwoniłam do przyjaciółki. Veronica odebrała radosnym głosem lecz gdy ja zaczęłam wszystko tłumaczyć, nastrój zmienił się. Chciałam jak najszybciej się z nią spotkać. Blondynka, w przeciwieństwie do mnie posiadała samochód a miejsce, do którego zamierzałam wpaść było daleko. Planowałam pojechać do domu Malika i osobiście mu wygarnąć.
  W tej sytuacji znajomości Very bardzo nam pomogły. Gdyby nie ludzie poznani na imprezach, nigdy nie poznałybyśmy adresu zamieszkania Zayna. Przez całą drogę zastanawiałam się co mu powiem. Nie zdziwiłam się gdy znalazłyśmy się w bogatej części miasta. Tutaj ludzie żyli beztrosko otoczeni masą pieniędzy. Co drugie auto było droższe niż cały dobytek moich rodziców. Dom Malika był naprawdę spektakularny. Ogromna willa otoczona była przepięknym ogrodem. Wszystko wyglądało jak z bajki. Na podjeździe stało mnóstwo aut, w tym Porsche Mulata. Gdy zadzwoniłam domofonem, przy mnie pojawiła się przyjaciółka. Uśmiechnęła się do mnie, chyba chcąc dodać mi otuchy. Nie potrafiłam tak po prostu zostawić całej sprawy. Odebrała starsza kobieta z dość przyjaznym głosem. Cicho poprosiłam o spotkanie z Zaynem i zdziwiłam się gdy furtka się otworzyła. Przy wejściu do domu czekała gosposia w swoim nienagannie wyglądającym fartuszku.
  -Witam was dziewczęta. Pan Malik właśnie je obiad z dziewczyną.- wyjaśniła kobieta.
  Od razu domyśliłam się, że chodzi jej o Kit. Znów przygotowałam się na konfrontację z blondynką.
  -W takim razie poczekamy.- odezwała się Veronica.
  Nagle straciłam całą pewność siebie. Posłusznie weszłam do środka rozkoszując się wyglądem wnętrza. Na głównym planie były ogromne schody z ozdobnymi barierkami. Mnóstwo egzotycznych kwiatów i przepiękne obrazy. Architekt perfekcyjnie wykonał swoją pracę. Oderwałam się od analizowania gdy przede mną stanął Malik. Jak codziennie nie dbał o ułożenie kruczoczarnych włosów. Świetnie prezentował się za to w dopasowanej koszuli i spodniach. Elegancki zegarek spoczywał na jego lewej ręce. Rozpływałam się w tym widoku. Przez moment cała złość na tego boskiego chłopaka gdzieś wyparowała.
  -Co ty tu robisz?- zapytał oschle nie dbając o jakiekolwiek słowo przywitania.
  -Przyszłam tu tylko po to, by powiedzieć ci żebyś w końcu odczepił się od mojego byłego chłopaka. Nie obchodzi mnie co jest między wami ale Kai z każdej bójki wychodzi bardziej poszkodowany. Nie znam cię na tyle by odgonić od siebie najczarniejsze scenariusze.- powiedziałam patrząc mu prosto w oczy.
  -Nie wydaje mi się abym miał cię posłuchać. Właściwie kim ty dla mnie jesteś?- warknął zbliżając się do mnie.
  W samą porę wkroczyła między nas Veronica odpychając bruneta. Spojrzał na nią wrogo a barwa jego tęczówek zmieniła kolor na jeszcze ciemniejszy. Był zły i nawet nie próbował tego ukrywać. Widziałam jak spina wszystkie mięśnie i momentalnie pożałowałam decyzji o przyjściu. Dopiero gdy obok niego stanęła Kit, rozluźnił się. Jak mógł tak kłamać mówiąc, że ona nic nie znaczy? Spojrzała wrogo zarówno na mnie jak i Verę. Już miała rzucić w naszą stronę głupim komentarzem, gdy odezwał się Malik:
  -Spokojnie, one już wychodzą.
  Zdumiona pokręciłam głową. Z każdą minutą nienawiść połączona z pragnieniem tego zbuntowanego chłopaka rosła. Pociągnęłam za sobą przyjaciółkę i już po chwili znalazłyśmy się na zewnątrz. Oddychałam głęboko wciąż nie wierząc w chamstwo jakie nim zawładnęło. Nie potrafiłam uspokoić swoich nerwów. Byłam miła a nawet pomagałam mu z nauką. Jaki trzeba mieć tupet by zachowywać się w taki sposób? Arogancki Malik pociągał większość dziewczyn. A głupia Rayna Sulez chciała tylko odkryć dlaczego jest właśnie taki.
~*~
  Następnego dnia Veronica nie pojawiła się w szkole a Kai ciągle był pod obserwacją lekarzy. Nie miałam więc z kim rozmawiać prócz nauczycieli i pracowników szkolnych. Coraz bardziej zastanawiało mnie dziwne zachowanie przyjaciółki. Była jakaś nieobecna, smutna a gdy tylko pytałam, udawała, że jest w porządku. Czułam się tak, jakby mi nie ufała a przecież od zawsze staram się jak mogę. Po każdym miłosnym rozczarowaniu byłam przy niej nastawiając ramię by się wypłakała. Robiłam wszystko by nikt mi jej nie odebrał. Tymczasem za moimi plecami coś się wydarzyło i było na tyle złe, że Vera postanowiła trzymać to w tajemnicy. Póki co cierpliwie czekałam na moment, w którym zacznie mówić.
  Tępo wpatrywałam się w ogłoszenie zapowiadające bal. Nie znosiłam takich imprez, więc już wiedziałam, że nie zamierzam pójść. Z ciekawości przeczytałam jednak co jest motywem przewodni. Napis Lata dziewięćdziesiąte był zbyt ogromny by go przeoczyć.
  -Nie patrz na to. I tak nikt nie będzie chciał z tobą iść.- usłyszałam za sobą charakterystyczny, dość piskliwy głosik Kit.
  Słuch nie zawiódł, ponieważ gdy się odwróciłam rzeczywiście dostrzegłam blondynkę. Stała kilkanaście centymetrów ode mnie wpatrując się wrednym wzrokiem. Gdybym miała tylko trochę więcej siły i odwagi, już dawno uderzyłabym ją za wszystkie komentarze w moją stronę.
  -Powinnaś zająć się już wybieraniem stroju, Kit.- rzuciłam zmęczona ciągłym czepianiem się.
  Wyminęłam ją nie czekając na odpowiedź. Poczułam silny ból w głowie i dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że pociągnęła mnie za włosy. Bałam się, że wyrwała co najmniej połowę tych, które mam. Dreszcze przeszły całe moje ciało pozbawiając mnie na chwilę racjonalnego myślenia. Spojrzałam na Kit wrogo zastanawiając się dlaczego to zrobiła.
  -Jeszcze nie skończyłam. Zobaczysz, że zadzieranie ze mną źle się dla ciebie skończy.- warknęła i jakby nigdy nic odeszła.
  Zszokowana, wściekła i naprawdę obolała zsunęłam się po ścianie na podłogę. Łzy wykończenia psychicznego napłynęły do moich oczu. Nie potrafiłam już się powstrzymać. Musiałam dać upust wszystkim emocjom, które od dawna krążyły w głowie. Rozmyślałam o przyjaciółce, smutku w moim życiu, tacie a nawet o parszywym Maliku.
  -Odwieźć cię do domu?- ktoś położył dłonie na moich kolanach.
  Podniosłam wzrok i gdy dostrzegłam Mulata, bardzo się zdziwiłam. Nie miał już tej groźnej miny, którą przybrał wczoraj. Wręcz przeciwnie, wyglądał na odprężonego a może nawet radosnego. Tym bardziej zasmuciła mnie jego obecność.
  -Jest po pierwszej lekcji. Nikt nie kończy tak wcześnie.- rzuciłam ukrywając oznaki płaczu.
  -No to co? Nigdy nie zrobiłaś niczego szalonego?- odpowiedział spokojnie.
  Pomógł mi podnieść się z podłogi i gdy czułam już grunt pod nogami spojrzałam mu w oczy. Jak zwykle były koloru czarnej kawy. Takie tajemnicze i trudne do odgadnięcia. Ułamki sekund myślałam nad odpowiedzią. Chciałam jak najszybciej wyrwać się z tego koszmaru.
  -Prowadź.- powiedziałam cichutko.
  Na jego twarzy pojawił się ten zabójczy uśmiech. Cała złość gdzieś się ulotniła. Skoro potrafił uratować mnie z przytłaczającej szkoły byłam mu w stanie wybaczyć bójki. Szedł korytarzem w ciemnych okularach, nie zwracając uwagi na uśmiechające się panienki. Ja dreptałam za nim, jak zagubiona sarenka, która do końca nie wie w co się pakuje.
  Wyjście ze szkoły nie mogło być prostsze. Obawiałam się wysyłki do dyrektora, po czym nikt nawet nas nie zauważył. Samochód Malika stał na parkingu.  W ciszy udaliśmy się do niego. Ja jednak czułam się wolna a pójście na wagary nie było wówczas czymś strasznym. Mimo to, że pierwszy raz zdecydowałam się na taki czyn, nie pożałowałam. Wsiedliśmy a chłopak z piskiem opon odjechał z miejsca, które chciało mnie upokorzyć.
  -Dokąd właściwie jedziemy?- zapytałam gdy zmierzaliśmy w przeciwną stronę, niż mój dom.
  -Muszę załatwić kilka spraw. Pokażę ci jak się zrelaksować.- odpowiedział zachrypniętym głosem.
  Zastanawiałam się przez chwilę nad sensem jego słów. Nad jego osobą również. Był tak zmienną i tajemniczą postacią. Obawiałam się poznać prawdziwe oblicze Zayna. Skoro potrafił tak załatwić ludzi podczas bójki, to na pewno był zbyt niebezpieczny dla zwykłej Rayny.
  Pogłośnił radio i z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki piosenki The Getaway.
 Another lonely superstar
To get away inside your car
Take it much too far
Surrender to the brave inside
A lover that another tried
Take it, too my ride
  Prowadząc samochód, bez żadnego problemu zaczął szukać czegoś w schowku. Jego ręka była bardzo blisko mojego kolana. Przypadkowo dotknął go wywołując u mnie dreszcze. Nie zauważył jednak mojej reakcji gdyż znalazł portfel i jego zawartość biernie analizował. Kątem oka dojrzałam grube banknoty.
  -Zabiorę cię na jakieś jedzenie a potem w wyjątkowe miejsce, z resztą moje ulubione.
  Uśmiechnęłam się delikatnie. Z takim Malikiem mogłam rozmawiać. Był miły i opanowany. Z piskiem opon ruszył w kierunku wspomnianej restauracji. A ja głęboko w sobie cieszyłam się, że spędzę z nim dzień.
~*~
Witajcie. Przepraszam, że rozdział jest krotki i nudny ale obiecuję, że kolejny będzie lepszy. Rozdział niesprawdzony, za błędy musicie mi wybaczyć.

14 maja 2016

Rozdział 5

''Nie za bardzo wiem, gdzie jest świat. Ale teraz mi go brakuje. Stoję na skraju przepaści i krzyczę swoje imię... Jak głupek wrzeszczący wniebogłosy. Czasami, kiedy zamykam oczy. Udaję, że wszystko w porządku, ale to nigdy nie wystarcza. Ponieważ, moje echo... Jest jedynym głosem, który wraca. Cień... Jest jedynym przyjacielem, jakiego mam. Nie chcę być wyspą, chcę tylko poczuć, że żyję. I móc znowu zobaczyć twą twarz.''
~*~
  Malik jeszcze chwilę gestykulował z moim byłym chłopakiem by po chwili bez słowa wsiąść do auta. Ruszył z piskiem opon prawie potrącając kilkoro uczniów. Starałam się nie pokazywać strachu, który we mnie drzemał. Chłopak sprawnie wykonywał wszystkie manewry. Uważnie przyglądałam się luksusom panującym w aucie. Cisza denerwowała mnie coraz bardziej. Wyjęłam z kurtki słuchawki nie mogąc dłużej tego znieść. Zayn zachował się jednak tak, jakby obserwował mnie od samego początku. Złapał swoją zimną dłonią mój nadgarstek wywołując momentalnie falę dreszczy. Chyba poczuł całe przerażenie, bo rozluźnił ucisk. Delikatnie zabrał mi słuchawki odkładając je na niewielką półeczkę. Spojrzał na mnie zaintrygowany jednocześnie kontrolując pojazd.
  -Wiesz przecież, że to nieładnie tak odtrącać otaczający cię świat.- odezwał się zachrypłym przez co cholernie seksownym głosem.
  -Skoro milczeliśmy, muzyka byłaby dla mnie lepszym zajęciem.- odpowiedziałam cicho wyswobadzając swoją rękę.
  Już nic nie powiedział. Uśmiechnął się delikatnie, wręcz niewidocznie. Prawą dłonią zaczął sterować radio, z którego po upływie kilku sekund wypłynęła muzyka. Pierwsze dźwięki tej zapowiadającej się smutno piosenki, od razu mi się spodobały. Mężczyzna spokojnym głosem śpiewał powodując u mnie odprężenie. Naprawdę doskonałe nagłośnienie, panie Malik.
I thought that I've been hurt before
But no one's ever left me quite this sore
Your words cut deeper than a knife
Now I need someone to breathe me back to life
  Zatrzymaliśmy się na światłach. Dopiero widok tej biedniejszej części miasta przypomniał mi, że zmierzamy w kierunku domu Rayny Sulez. Mulat ruszył z piskiem opon zostawiając w tyle wszystkie inne auta. No tak, w końcu posiada nie byle jaki samochód. Nagle jednak zarówno ja jak i Zayn zapomnieliśmy o świetnych melodiach Stitches. Nie znosiłam dziewczyny rozmawiającej z kimś na chodniku więc może dlatego wszędzie bym ją poznała. Strój Kit jak zwykle wymagał poprawy. Nie znałam się zbytnio na modzie ale jej przydałoby się trochę okrycia. Jej czerwone usta widziałam z miejsca w samochodzie. Mój wzrok od razu przeniósł się na niewzruszonego chłopaka. Na wspomnienie ich łapczywych pocałunków na jadalni zrobiło mi się niedobrze. Nadal nie rozumiałam co on w niej widział. Blondynka dostrzegła nas właśnie wtedy, gdy Zayn zatrzymywał się kilka ulic wcześniej, na moją prośbę.
  -Zwolnię miejsce twojej dziewczynie.-powiedziałam cicho odpinając.
  To były złe słowa. Spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem. Zaśmiał się cicho a ja już całkowicie nie rozumiałam o co mu chodzi.
  -Dziewczynie? Proszę cię.- prychnął ostro.
  W tej samej chwili obok mnie pojawiła się Kit. Zayn także wysiadł z auta. Stałam teraz pomiędzy dwiema tak skrajnymi osobami. Każda z nich była jak tykająca bomba. Nikt nie wiedział czego się po nich spodziewać. Blondynka wyminęła mnie podchodząc do Mulata. Jedyne co teraz byłam w stanie zrobić to policzenie w myślach do dziesięciu. Żałowałam, że to właśnie ona zobaczyła mnie z tym tajemniczym chłopakiem. Chciałam ja najszybciej sobie stamtąd pójść zostawiając tą chorą dwójkę razem.
  -Co ona tu robi, Malik?- prychnęła mierząc mnie wzrokiem.
  Stałam jak skończona idiotka jeszcze przy tym milcząc. Sytuacja tak jak i sama ja była potwornie żałosna.
  -Nie twoja sprawa.- warknął a ja zaskoczona uniosłam brwi w górę. Czy on znów stanął po mojej stronie?
  Chciałam zakryć się włosami aby nie zauważyli rumieńców formujących się na moich policzkach. Wydukałam do chłopaka ciche podziękowanie czując, że nie zniosę dłużej ich obecności. Nie słyszałam dalszej rozmowy zbyt zamyślona. Po mojej głowie wciąż krążył mocny, przepełniony frustracją i oschłością głos Malika. Jak to możliwe, że chłopak, który w wręcz bestialski sposób odnosił się do innych, miał tylu przyjaciół? Jak wyglądała sprawiedliwość na tym świecie… Ja byłam spokojna, opanowana, można nawet powiedzieć, że miła. On to ktoś ze stukrotnie niższego pokroju. Mimo to ludzie i tak woleli tego ordynarnego.
~*~
  Zdziwiłam się widząc przy drzwiach buty przyjaciółki. Od razu domyśliłam się, że mama wpuściła ją bez mojej wiedzy. Nawet rodzicielka nie liczyła się z moim zdaniem. Westchnęłam wpatrując się w czarne szpilki Very. Na samą myśl założenia czegoś tak niewygodnego rozbolały mnie stopy. Moje kremowe baletki kontrastowały z obcasami jak zwykle poróżniając naszą dwójkę.
  Rzuciłam do mamy ciche ‘’cześć’’ nawet nie czekając na odpowiedź. Wiedziałam, że wkrótce zawoła mnie na obiad. Straciłam apetyt po konfrontacji z mroczną parą. Otworzyłam drzwi od pokoju zastając blondynkę na łóżku z telefonem. Świata poza nim nie widziała. Wszystkie ‘’koleżanki’’ z klasy zawsze dziwiły się, że ładuję komórkę raz na trzy dni. To była prawda. Rayna Sulez nie miała z kim rozmawiać nie tylko na żywo.
  -Dlaczego nie było cię w szkole?- zapytałam cicho chcąc zacząć jakikolwiek temat do rozmowy.
  -Rano była u mnie Kit.- odpowiedziała cicho jakby uważnie dobierała każde słowo.
  Więc ta podła zołza nie doczepiła się tylko do mnie. Obiecałam sobie, że głęboko zastanowię się nad jej intencjami. Wiedziałam, że coś kombinuje, w końcu to Kit. Nie chciałam jednak być jej ofiarą i tego samego nie życzyłam Veronice. Źle czułabym się z myślą, że cała szkoła o mnie plotkuje. Lubiłam być w zaciszu i zamierzałam pozostać w nim aż do skończenia roku. Mama w końcu coraz częściej zastanawiała się nad wyprowadzką. Nie to, że nie lubiłam Bristolu. Miałam do niego sentyment. Tutaj się urodziłam, wychowałam i wchodziłam w życie nastolatki. Bolesne wspomnienia z tatą przykrywały to wszystko. Mama od umorzenia śledztwa też wygasła. Wszystko straciło barwę. Radość z życia zaginęła wraz z ojcem. Nie marzyłam już o tym by go odnaleźć, chociaż to byłoby najwspanialszym co mi się trafiło. Byłam realistką i chciałam być pewna, że nie żyje by powoli oswajać się z tą myślą.
  -Czego chciała?- wróciłam do prawdziwego świata.
  -To dziwne ale dostałam od niej zaproszenie na imprezę.- jęknęła zaskakując mnie jeszcze bardziej.
  Wiedziałam, że i tak na nią pójdzie. Veronica nie odmawiała nikomu. Nie zamierzałam przekonywać jej, że to zły pomysł. Wkrótce każda będzie dorosła, już tak się traktujemy. Blondynka będzie dobrze się bawić nawet na imprezie największego wroga. Tak zmienną osobą jest właśnie Veronica Hodkin.
~*~
  Budzik. Dziękowałam mu, że wyciągnął mnie z koszmaru, który do mnie przyszedł. W moim śnie tysiące palców zakończonych igłami jeździ po moim ciele. Krzyczę ale z mojego gardła nie wydobywa się dźwięk. Tonę we własnej krwi z masą rozcięć.
  Odgoniłam od siebie te nieznośne obrazy ze strachu patrząc na ręce. Są poharatane, jak zwykle. Żadnej rany więcej prócz tych przypadkowych. Ześlizgnęłam się z łóżka mozolnie podchodząc do szafy. Dziś był jeden z tych dni, które spędziłabym w domu z ulubioną powieścią. Zeszłam na dół będąc pewna ostrej rozmowy z rodzicielką. Odkąd wczoraj Vera poszła, nie zamieniłam z matką nawet słowa. Kobieta była przytłoczona nie tylko stratą męża ale także stresującą pracą i brakiem kontaktu z córką. Dosłownie. Przez wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce w moim życiu coś stało się z moją psychiką. Potrafiłam nagle wyłączyć się z rozmowy, zacząć płakać, krzyczeć. Lekarze nazwali to lękiem. Lecz czego ja się boję? Utraty bliskiej osoby? To mam już za sobą. Śmierci? Mam tylko mamę, co oznacza, że większość rodziny umarła.
  Usiadłam naprzeciwko niej sięgając ręką po kanapkę. Niechętnie zaczęłam jeść nie odczuwając jakiegokolwiek głodu.
  -Jak ci idzie w szkole?- zdziwiłam się, że o to zapytała.
  -Dobrze. Jak tak dalej pójdzie wyjdę na najlepszą uczennicę w klasie.- powiedziałam skromnie.
  -Naprawdę jestem z ciebie dumna, Ray.- szepnęła stawiając przede mną kubek z herbatą.
  -Dzięki, mamo.
  Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Trwała dokładnie dwie minuty.
~*~
  Droga do szkoły była taka jak zwykle. Wolna jazda autobusem w otoczeniu wścibskich mieszkańców. Muzykę w słuchawkach pogłośniłam do samego końca chcąc słyszeć te szczere słowa.
  Dyrektor zawołał mnie do siebie kiedy odkładałam rzeczy do szafki. Nie do końca wiedziałam o co chodzi. Postanowiłam być spokojna i póki co się nie odzywać. Niczego nie zniszczyłam, z nikim się nie kłóciłam. Zajęłam miejsce naprzeciwko skanując wzrokiem gabinet. Powinien się domyślić, że nie odezwę się pierwsza.
  -Rayno, pamiętasz o twoim zgłoszeniu?- zapytał opierając łokcie o biurko.
  Cholera, zapomniałam. Dlaczego się na to zgodziłam? Mężczyzna zauważył mój zdziwiony wzrok. Wstał z fotela podając mi fartuch pielęgniarki.
  -Dziś moja kolej?- jęknęłam cicho.
  -Tak wyszło.
  Opuściłam pomieszczenie ubrana w biały kitel. Z torebką ruszyłam do sali 234, gdzie urzędowała pielęgniarka. Dziś przez cały dzień miałam jej pomagać. Już po pierwszej straconej godzinie żałowałam swojej pochopnej decyzji. Żaden uczeń nie potrzebował medycznej pomocy. Zamiast słuchania nauczycieli na lekcji, rozmawiałam ze szkolną pielęgniarką popijając kawę. Wręcz marzyłam o takim zajęciu.
  Przerwa obiadowa także nie przyprowadziła nikogo do gabinetu. Powoli traciłam nadzieję, że założę lateksowe rękawiczki. Lecz pod koniec wolnego czasu ktoś zapukał. Zaintrygowane wymieniłyśmy się z kobietą spojrzeniami. Mina mi zrzedła gdy wchodzącym do pokoju uczniem był Malik. Osoba, która go przyprowadziła szybko zniknęła. Zdziwiłam się widząc go tak dotkliwie poobijanego. Lewą rękę trzymał na brzuchu i właśnie w tym miejscu jego koszulka była przemoczona od krwi. Siniaki przy tym nie były czymś strasznym. Mulat nie czekając na moje polecenie zajął miejsce na kozetce. Pielęgniarka, która musiała dać mi pole do popisu przesunęła się w kąt pomieszczenia. Przenikliwe spojrzenie chłopaka odbierało mi wiedzę jaką posiadałam. Zabrałam kilka wacików z szafki nasączając je wodą utlenioną. Wróciłam zawstydzona do niego wiedząc, że będę musiała go dotknąć. Położyłam delikatnie palce na jego podbródku podnosząc go w górę. Drugą ręką wycierałam krew z jego twarzy i szyi. Dość szybko zniknęła ta ciecz. Pielęgniarka, która powinna kontrolować moją pracę wyszła z gabinetu na wezwanie dyrektora. Znów więc byliśmy sami.
  -Ściągnij koszulkę.- odezwałam się formalnie nie chcąc by wiedział, że się denerwuję.
  Chłopak uniósł brwi w geście zdziwienia i zaczął się śmiać. Malik, ale z ciebie kretyn.
  -Kochanie, trzeba było o takie rzeczy prosić w moim aucie, nie tutaj.- prychnął nadal się śmiejąc.
  -Nie mogę pozwolić ci się wykrwawić.- przypomniałam mając nadzieję, że to go przekona.
  -Poradzę sobie, uwierz.
  -Jestem tu bo cholera sama się zapisałam i muszę dostać za to jak najwięcej punktów, więc póki robię za pielęgniarkę.. Zdejmij koszulkę.- warknęłam sama dziwiąc się, że tak potrafię.
  Bez słowa pozbył się jej. Ten widok odebrał mi mowę. Wyrzeźbiona klata, szczupły brzuch z krwawiącą raną. Oprócz tego mnóstwo tatuaży. Rękaw na jednej i drugiej ręce. Hebrajskie znaki na ramionach i żebrach. Jak mógł tak zniszczyć to piękne ciało?
  Znów nalałam wody utlenionej na wacik mając nadzieję, że syknie z bólu. Chciałam mu pokazać jak kończą się te jego bójki. Niestety, kiedy ja czyściłam ranę, on siedział niewzruszony. Na szczęście krew się uspokoiła i mogłam już opatrzyć rozcięcie. Podałam mu zakrwawioną koszulkę. Ubrał ją bez słowa, zeskoczył z kozetki i ulokował swój wzrok prosto na mojej twarzy.
  -Brawo. Byłaś świetną pielęgniarką.- rzucił nie zdradzając żadnych emocji.
  Dopiero gdy wyszedł mogłam spokojnie odetchnąć. Dlaczego los ciągle stawia go na mojej drodze? Zdziwiłam się widząc w gabinecie przyjaciółkę. Nawet nie zarejestrowałam kiedy się w nim pojawiła.
  -Pogotowie zabrało nieprzytomnego Kaia.- powiedziała cicho.
  To jednak wystarczyło. Szybko połączyłam fakty. Poharatany Mulat z głęboką raną na brzuchu. Parker w szpitalu. Znów się pobili. Mój były chłopak przegrał. Malik, nienawidzę cię.
~*~
Zmieniłam trochę w zakładce Bohaterowie, możecie zajrzeć. Do następnego