14 maja 2016

Rozdział 5

''Nie za bardzo wiem, gdzie jest świat. Ale teraz mi go brakuje. Stoję na skraju przepaści i krzyczę swoje imię... Jak głupek wrzeszczący wniebogłosy. Czasami, kiedy zamykam oczy. Udaję, że wszystko w porządku, ale to nigdy nie wystarcza. Ponieważ, moje echo... Jest jedynym głosem, który wraca. Cień... Jest jedynym przyjacielem, jakiego mam. Nie chcę być wyspą, chcę tylko poczuć, że żyję. I móc znowu zobaczyć twą twarz.''
~*~
  Malik jeszcze chwilę gestykulował z moim byłym chłopakiem by po chwili bez słowa wsiąść do auta. Ruszył z piskiem opon prawie potrącając kilkoro uczniów. Starałam się nie pokazywać strachu, który we mnie drzemał. Chłopak sprawnie wykonywał wszystkie manewry. Uważnie przyglądałam się luksusom panującym w aucie. Cisza denerwowała mnie coraz bardziej. Wyjęłam z kurtki słuchawki nie mogąc dłużej tego znieść. Zayn zachował się jednak tak, jakby obserwował mnie od samego początku. Złapał swoją zimną dłonią mój nadgarstek wywołując momentalnie falę dreszczy. Chyba poczuł całe przerażenie, bo rozluźnił ucisk. Delikatnie zabrał mi słuchawki odkładając je na niewielką półeczkę. Spojrzał na mnie zaintrygowany jednocześnie kontrolując pojazd.
  -Wiesz przecież, że to nieładnie tak odtrącać otaczający cię świat.- odezwał się zachrypłym przez co cholernie seksownym głosem.
  -Skoro milczeliśmy, muzyka byłaby dla mnie lepszym zajęciem.- odpowiedziałam cicho wyswobadzając swoją rękę.
  Już nic nie powiedział. Uśmiechnął się delikatnie, wręcz niewidocznie. Prawą dłonią zaczął sterować radio, z którego po upływie kilku sekund wypłynęła muzyka. Pierwsze dźwięki tej zapowiadającej się smutno piosenki, od razu mi się spodobały. Mężczyzna spokojnym głosem śpiewał powodując u mnie odprężenie. Naprawdę doskonałe nagłośnienie, panie Malik.
I thought that I've been hurt before
But no one's ever left me quite this sore
Your words cut deeper than a knife
Now I need someone to breathe me back to life
  Zatrzymaliśmy się na światłach. Dopiero widok tej biedniejszej części miasta przypomniał mi, że zmierzamy w kierunku domu Rayny Sulez. Mulat ruszył z piskiem opon zostawiając w tyle wszystkie inne auta. No tak, w końcu posiada nie byle jaki samochód. Nagle jednak zarówno ja jak i Zayn zapomnieliśmy o świetnych melodiach Stitches. Nie znosiłam dziewczyny rozmawiającej z kimś na chodniku więc może dlatego wszędzie bym ją poznała. Strój Kit jak zwykle wymagał poprawy. Nie znałam się zbytnio na modzie ale jej przydałoby się trochę okrycia. Jej czerwone usta widziałam z miejsca w samochodzie. Mój wzrok od razu przeniósł się na niewzruszonego chłopaka. Na wspomnienie ich łapczywych pocałunków na jadalni zrobiło mi się niedobrze. Nadal nie rozumiałam co on w niej widział. Blondynka dostrzegła nas właśnie wtedy, gdy Zayn zatrzymywał się kilka ulic wcześniej, na moją prośbę.
  -Zwolnię miejsce twojej dziewczynie.-powiedziałam cicho odpinając.
  To były złe słowa. Spojrzał na mnie przeszywającym wzrokiem. Zaśmiał się cicho a ja już całkowicie nie rozumiałam o co mu chodzi.
  -Dziewczynie? Proszę cię.- prychnął ostro.
  W tej samej chwili obok mnie pojawiła się Kit. Zayn także wysiadł z auta. Stałam teraz pomiędzy dwiema tak skrajnymi osobami. Każda z nich była jak tykająca bomba. Nikt nie wiedział czego się po nich spodziewać. Blondynka wyminęła mnie podchodząc do Mulata. Jedyne co teraz byłam w stanie zrobić to policzenie w myślach do dziesięciu. Żałowałam, że to właśnie ona zobaczyła mnie z tym tajemniczym chłopakiem. Chciałam ja najszybciej sobie stamtąd pójść zostawiając tą chorą dwójkę razem.
  -Co ona tu robi, Malik?- prychnęła mierząc mnie wzrokiem.
  Stałam jak skończona idiotka jeszcze przy tym milcząc. Sytuacja tak jak i sama ja była potwornie żałosna.
  -Nie twoja sprawa.- warknął a ja zaskoczona uniosłam brwi w górę. Czy on znów stanął po mojej stronie?
  Chciałam zakryć się włosami aby nie zauważyli rumieńców formujących się na moich policzkach. Wydukałam do chłopaka ciche podziękowanie czując, że nie zniosę dłużej ich obecności. Nie słyszałam dalszej rozmowy zbyt zamyślona. Po mojej głowie wciąż krążył mocny, przepełniony frustracją i oschłością głos Malika. Jak to możliwe, że chłopak, który w wręcz bestialski sposób odnosił się do innych, miał tylu przyjaciół? Jak wyglądała sprawiedliwość na tym świecie… Ja byłam spokojna, opanowana, można nawet powiedzieć, że miła. On to ktoś ze stukrotnie niższego pokroju. Mimo to ludzie i tak woleli tego ordynarnego.
~*~
  Zdziwiłam się widząc przy drzwiach buty przyjaciółki. Od razu domyśliłam się, że mama wpuściła ją bez mojej wiedzy. Nawet rodzicielka nie liczyła się z moim zdaniem. Westchnęłam wpatrując się w czarne szpilki Very. Na samą myśl założenia czegoś tak niewygodnego rozbolały mnie stopy. Moje kremowe baletki kontrastowały z obcasami jak zwykle poróżniając naszą dwójkę.
  Rzuciłam do mamy ciche ‘’cześć’’ nawet nie czekając na odpowiedź. Wiedziałam, że wkrótce zawoła mnie na obiad. Straciłam apetyt po konfrontacji z mroczną parą. Otworzyłam drzwi od pokoju zastając blondynkę na łóżku z telefonem. Świata poza nim nie widziała. Wszystkie ‘’koleżanki’’ z klasy zawsze dziwiły się, że ładuję komórkę raz na trzy dni. To była prawda. Rayna Sulez nie miała z kim rozmawiać nie tylko na żywo.
  -Dlaczego nie było cię w szkole?- zapytałam cicho chcąc zacząć jakikolwiek temat do rozmowy.
  -Rano była u mnie Kit.- odpowiedziała cicho jakby uważnie dobierała każde słowo.
  Więc ta podła zołza nie doczepiła się tylko do mnie. Obiecałam sobie, że głęboko zastanowię się nad jej intencjami. Wiedziałam, że coś kombinuje, w końcu to Kit. Nie chciałam jednak być jej ofiarą i tego samego nie życzyłam Veronice. Źle czułabym się z myślą, że cała szkoła o mnie plotkuje. Lubiłam być w zaciszu i zamierzałam pozostać w nim aż do skończenia roku. Mama w końcu coraz częściej zastanawiała się nad wyprowadzką. Nie to, że nie lubiłam Bristolu. Miałam do niego sentyment. Tutaj się urodziłam, wychowałam i wchodziłam w życie nastolatki. Bolesne wspomnienia z tatą przykrywały to wszystko. Mama od umorzenia śledztwa też wygasła. Wszystko straciło barwę. Radość z życia zaginęła wraz z ojcem. Nie marzyłam już o tym by go odnaleźć, chociaż to byłoby najwspanialszym co mi się trafiło. Byłam realistką i chciałam być pewna, że nie żyje by powoli oswajać się z tą myślą.
  -Czego chciała?- wróciłam do prawdziwego świata.
  -To dziwne ale dostałam od niej zaproszenie na imprezę.- jęknęła zaskakując mnie jeszcze bardziej.
  Wiedziałam, że i tak na nią pójdzie. Veronica nie odmawiała nikomu. Nie zamierzałam przekonywać jej, że to zły pomysł. Wkrótce każda będzie dorosła, już tak się traktujemy. Blondynka będzie dobrze się bawić nawet na imprezie największego wroga. Tak zmienną osobą jest właśnie Veronica Hodkin.
~*~
  Budzik. Dziękowałam mu, że wyciągnął mnie z koszmaru, który do mnie przyszedł. W moim śnie tysiące palców zakończonych igłami jeździ po moim ciele. Krzyczę ale z mojego gardła nie wydobywa się dźwięk. Tonę we własnej krwi z masą rozcięć.
  Odgoniłam od siebie te nieznośne obrazy ze strachu patrząc na ręce. Są poharatane, jak zwykle. Żadnej rany więcej prócz tych przypadkowych. Ześlizgnęłam się z łóżka mozolnie podchodząc do szafy. Dziś był jeden z tych dni, które spędziłabym w domu z ulubioną powieścią. Zeszłam na dół będąc pewna ostrej rozmowy z rodzicielką. Odkąd wczoraj Vera poszła, nie zamieniłam z matką nawet słowa. Kobieta była przytłoczona nie tylko stratą męża ale także stresującą pracą i brakiem kontaktu z córką. Dosłownie. Przez wszystkie wydarzenia jakie miały miejsce w moim życiu coś stało się z moją psychiką. Potrafiłam nagle wyłączyć się z rozmowy, zacząć płakać, krzyczeć. Lekarze nazwali to lękiem. Lecz czego ja się boję? Utraty bliskiej osoby? To mam już za sobą. Śmierci? Mam tylko mamę, co oznacza, że większość rodziny umarła.
  Usiadłam naprzeciwko niej sięgając ręką po kanapkę. Niechętnie zaczęłam jeść nie odczuwając jakiegokolwiek głodu.
  -Jak ci idzie w szkole?- zdziwiłam się, że o to zapytała.
  -Dobrze. Jak tak dalej pójdzie wyjdę na najlepszą uczennicę w klasie.- powiedziałam skromnie.
  -Naprawdę jestem z ciebie dumna, Ray.- szepnęła stawiając przede mną kubek z herbatą.
  -Dzięki, mamo.
  Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Trwała dokładnie dwie minuty.
~*~
  Droga do szkoły była taka jak zwykle. Wolna jazda autobusem w otoczeniu wścibskich mieszkańców. Muzykę w słuchawkach pogłośniłam do samego końca chcąc słyszeć te szczere słowa.
  Dyrektor zawołał mnie do siebie kiedy odkładałam rzeczy do szafki. Nie do końca wiedziałam o co chodzi. Postanowiłam być spokojna i póki co się nie odzywać. Niczego nie zniszczyłam, z nikim się nie kłóciłam. Zajęłam miejsce naprzeciwko skanując wzrokiem gabinet. Powinien się domyślić, że nie odezwę się pierwsza.
  -Rayno, pamiętasz o twoim zgłoszeniu?- zapytał opierając łokcie o biurko.
  Cholera, zapomniałam. Dlaczego się na to zgodziłam? Mężczyzna zauważył mój zdziwiony wzrok. Wstał z fotela podając mi fartuch pielęgniarki.
  -Dziś moja kolej?- jęknęłam cicho.
  -Tak wyszło.
  Opuściłam pomieszczenie ubrana w biały kitel. Z torebką ruszyłam do sali 234, gdzie urzędowała pielęgniarka. Dziś przez cały dzień miałam jej pomagać. Już po pierwszej straconej godzinie żałowałam swojej pochopnej decyzji. Żaden uczeń nie potrzebował medycznej pomocy. Zamiast słuchania nauczycieli na lekcji, rozmawiałam ze szkolną pielęgniarką popijając kawę. Wręcz marzyłam o takim zajęciu.
  Przerwa obiadowa także nie przyprowadziła nikogo do gabinetu. Powoli traciłam nadzieję, że założę lateksowe rękawiczki. Lecz pod koniec wolnego czasu ktoś zapukał. Zaintrygowane wymieniłyśmy się z kobietą spojrzeniami. Mina mi zrzedła gdy wchodzącym do pokoju uczniem był Malik. Osoba, która go przyprowadziła szybko zniknęła. Zdziwiłam się widząc go tak dotkliwie poobijanego. Lewą rękę trzymał na brzuchu i właśnie w tym miejscu jego koszulka była przemoczona od krwi. Siniaki przy tym nie były czymś strasznym. Mulat nie czekając na moje polecenie zajął miejsce na kozetce. Pielęgniarka, która musiała dać mi pole do popisu przesunęła się w kąt pomieszczenia. Przenikliwe spojrzenie chłopaka odbierało mi wiedzę jaką posiadałam. Zabrałam kilka wacików z szafki nasączając je wodą utlenioną. Wróciłam zawstydzona do niego wiedząc, że będę musiała go dotknąć. Położyłam delikatnie palce na jego podbródku podnosząc go w górę. Drugą ręką wycierałam krew z jego twarzy i szyi. Dość szybko zniknęła ta ciecz. Pielęgniarka, która powinna kontrolować moją pracę wyszła z gabinetu na wezwanie dyrektora. Znów więc byliśmy sami.
  -Ściągnij koszulkę.- odezwałam się formalnie nie chcąc by wiedział, że się denerwuję.
  Chłopak uniósł brwi w geście zdziwienia i zaczął się śmiać. Malik, ale z ciebie kretyn.
  -Kochanie, trzeba było o takie rzeczy prosić w moim aucie, nie tutaj.- prychnął nadal się śmiejąc.
  -Nie mogę pozwolić ci się wykrwawić.- przypomniałam mając nadzieję, że to go przekona.
  -Poradzę sobie, uwierz.
  -Jestem tu bo cholera sama się zapisałam i muszę dostać za to jak najwięcej punktów, więc póki robię za pielęgniarkę.. Zdejmij koszulkę.- warknęłam sama dziwiąc się, że tak potrafię.
  Bez słowa pozbył się jej. Ten widok odebrał mi mowę. Wyrzeźbiona klata, szczupły brzuch z krwawiącą raną. Oprócz tego mnóstwo tatuaży. Rękaw na jednej i drugiej ręce. Hebrajskie znaki na ramionach i żebrach. Jak mógł tak zniszczyć to piękne ciało?
  Znów nalałam wody utlenionej na wacik mając nadzieję, że syknie z bólu. Chciałam mu pokazać jak kończą się te jego bójki. Niestety, kiedy ja czyściłam ranę, on siedział niewzruszony. Na szczęście krew się uspokoiła i mogłam już opatrzyć rozcięcie. Podałam mu zakrwawioną koszulkę. Ubrał ją bez słowa, zeskoczył z kozetki i ulokował swój wzrok prosto na mojej twarzy.
  -Brawo. Byłaś świetną pielęgniarką.- rzucił nie zdradzając żadnych emocji.
  Dopiero gdy wyszedł mogłam spokojnie odetchnąć. Dlaczego los ciągle stawia go na mojej drodze? Zdziwiłam się widząc w gabinecie przyjaciółkę. Nawet nie zarejestrowałam kiedy się w nim pojawiła.
  -Pogotowie zabrało nieprzytomnego Kaia.- powiedziała cicho.
  To jednak wystarczyło. Szybko połączyłam fakty. Poharatany Mulat z głęboką raną na brzuchu. Parker w szpitalu. Znów się pobili. Mój były chłopak przegrał. Malik, nienawidzę cię.
~*~
Zmieniłam trochę w zakładce Bohaterowie, możecie zajrzeć. Do następnego

2 komentarze:

  1. Zakochałam się w piosence z początku <3
    Ten samochód, Malik zabiera jej słuchawki, zjawa się Kit..
    CHOLERA!
    Niby nic wielkiego, a mam wrażenie, jakby działo się tysiąc rzeczy na raz. Tylko dlaczego Zayn musi być przy tym taki seksowny? Naprawdę, ta scena w gabinecie pielęgniarki, z tą klatą....straciłam koncentrację i musiałam czytać od nowa xD
    Rayna w pewien sposób jest dobrym duszkiem, takim czymś w rodzaju 13 Apostoła (nw czemu porównuję ją do czegoś takiego, wybacz).
    Niby lubię Veronicę ale z drugiej strony mnie drażni (i nie, nie chodzi o to, że to Gigi xD). Niby jest ale jej nie ma.
    "Blondynka będzie dobrze się bawić nawet na imprezie największego wroga. Tak zmienną osobą jest właśnie Veronica Hodkin."
    Zmienną....
    Coś czuję, że na tej imprezie wiele się jeszcze zdarzy.
    "-Kochanie, trzeba było o takie rzeczy prosić w moim aucie, nie tutaj."
    Mrrr, zaspokoiłaś mnie na razie xD


    Do zobaczenia :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piosenka jest naprawdę świetna, a ten fragment, który wybrałaś jeszcze lepszy! Naprawdę ❤︎
    Pierwszy akapit przypomina mi o "Zmierzchu" i "Demons In My Mind" (szalone rajdy Zayn'a,hahah)
    Ale to nawet dobrze, same dobre skojarzenia. ❤︎
    Od razu rozpoznałam "Stitches",haha.Wiesz, mimo że raczej nie słucham takiej muzyki akurat ta piosenka przypadła mi do gustu.❤︎
    To wszystko jest niestety prawdą. Szkoda, że tak właśnie musi być, no ale cóż... Nic z tym nie zrobimy. :(
    "Jak to możliwe, że chłopak, który w wręcz bestialski sposób odnosił się do innych, miał tylu przyjaciół? Jak wyglądała sprawiedliwość na tym świecie… Ja byłam spokojna, opanowana, można nawet powiedzieć, że miła. On to ktoś ze stukrotnie niższego pokroju. Mimo to ludzie i tak woleli tego ordynarnego. "
    Zastanawia mnie dlaczego Rayna jest tak smutną postacią... :( Z każdym rozdziałem wydaje mi się, że jest z nią coraz gorzej... Szczególnie widać to we fragmencie o rozmowach/ pisaniu z przyjaciółmi... Kurczę, przykro mi z jej powodu. :(
    Czasami to, czego się boimy zabiera nam radość z życia, więc trzeba na to uważać. Przykro mi znowu się zrobiło jak to przeczytałam ;_;
    "Lekarze nazwali to lękiem. Lecz czego ja się boję? Utraty bliskiej osoby? To mam już za sobą. Śmierci? Mam tylko mamę, co oznacza, że większość rodziny umarła. "
    Zajrzałam i powiem ci, że znowu wykonałaś kawał dobrej roboty. Zarówno w zakładce jak i w rozdziale.
    Dziękuję ci za to i czekam na ciąg dalszy <3333

    OdpowiedzUsuń